Kiedy dowiedziałem się, że w sierpniu na zamku w Liwie odbyć się ma turniej rycerski, postanowiłem, że muszę tam być. Z niecierpliwością czekałem na sobotę 16 sierpnia 2014 roku.
W ogóle zauważyłem u siebie wzrost zainteresowania okresem średniowiecza. Niby zawsze chciałem zwiedzać zamki i warownie z tego okresu, ale jakoś nigdy to zainteresowanie nie było na tyle silne, abym nie mógł się doczekać wizyty w danym miejscu czy udziału w danym wydarzeniu, które nawiązywało do tego okresu historii.
Jak dotąd, interesowałem się szczególnie erą Napoleona I Bonaparte i okresem II wojny światowej, a to wszystko przez mieszkanie (ponad 20 lat) w obrębie historycznej Twierdzy Modlin.
W końcu nadszedł ten dzień. Niestety pogoda nie rozpieszczała. Co chwila padał deszcz. Raz mniejszy, raz większy. Ale mnie i Kalinę bynajmniej to nie zniechęciło do uczestniczenia w tej imprezie.
Jakiś czas temu kupiliśmy sobie wojskowe pałatki, które mają nas chronić przed deszczem, podczas naszych wojaży. Brak pałatek, lub czegoś podobnego, szczególnie odczuliśmy uczestnicząc w rekonstrukcji bitwy pod Grunwaldem (stosowny wpis ukarze się za kilka dni). Jednak pałatka sama w sobie, nie uchroniłaby nas przed dłuższym wystawieniem się na deszcz, bowiem po pewnym czasie najnormalniej w świecie zaczęła przemakać. Dlatego musieliśmy ją zaimpregnować. Czego użyłem do impregnacji? Jak to zrobiłem? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w kolejnym poście.
Pojechaliśmy do Liwu. Była to nasza druga wizyta na zamku liwskim w tym roku. O zamku, muzeum i sposobie dojazdu do tego miejsca, możecie dowiedzieć się z tego wpisu.
Jadąc do Liwu myślałem, że nie będzie dużo osób na turnieju rycerskim z powodu deszczowej aury. Kiedy dojechaliśmy do celu, przekonałem się, że byłem w błędzie. Ludzi, a co za tym idzie, samochodów było sporo. Musieliśmy szukać odpowiedniego miejsca do zaparkowania naszego auta. Po krótkich poszukiwaniach znaleźliśmy dogodne miejsce, tuż przy brzegu Liwca.
Akurat deszcz przestał padać. Postanowiliśmy nie brać na razie pałatek i udaliśmy się do kolejki ludzi, którzy oczekiwali na wejście na teren turnieju rycerskiego. Ze względu na godzinę (przyjechaliśmy około godziny 12, a turniej rozpoczął się o 10:30), było sporo ludzi w kolejce. Jednak sprzedaż biletów (cena 7 zł od osoby, nie było zniżek dla uczniów czy studentów, dzieci do lat 6 wchodziły za darmo) przebiegała sprawnie i po kilku minutach szliśmy już ku miejscu, gdzie odbywała się impreza.
Po drodze mijaliśmy stoiska z przeróżnymi rzeczami. Było jedzenie i napoje, był miód pitny w różnorakich butelkach, były również drewniane miecze i tarcze dla dzieci. Ten kto chciał, mógł kupić nawet zbroję lub jej część. Zabrakło nam po raz kolejny (zapomniałem o tym napisać w poprzednim poście o zamku w Liwie) pamiątek związanych ściśle z zamkiem w Liwie, na przykład rysunku na szkle przedstawiającego zamek, (taki obrazek przedstawiający Kolegiatę w Kartuzach przywieźliśmy z Kaszub) lub wizerunku zamku, przedstawionego w inny sposób.
Obeszliśmy jarmark dookoła, niestety nic nie przykuło naszej uwagi na tyle, aby wydać pieniądze. Kiedy dochodziliśmy do areny walk, kończyły się właśnie potyczki jeden na jeden.
Potem nastąpiła krótka przerwa, aby dać chwilę odpoczynku rycerzom. W międzyczasie odbyły się chyba dwa konkursy dla dzieci (piszę “chyba”, bo szczególnie się tym nie interesowałem).
Po konkursach odbyły się walki dwóch na dwóch. Rycerze prezentowali przeróżne uzbrojenie. Miecze, broń drzewcowa, buzdygany. Jeden z uczestników turnieju walczył nadziakiem, który wyglądem przypominał tłuczek do mięsa, tylko w większej skali (z resztą tak opisywał go narrator).
NADZIAK (zwany również “siekierką lub “obuszkiem”) to broń obuchowo-sieczna. Z wyglądu przypomina młotek o drewnianym lub stalowym stylisku i stalowej głowicy – z jednej strony tępej lub w formie siekierki, a z drugiej zaopatrzony w ostry, często zakrzywiony kolec, zwany dziobem. W Polsce tej broni używała jazda konna oraz szlachta, która stosowała nadziaki jako laski. Jednak częste używanie tej broni do krwawego rozstrzygania sporów podczas sejmików, doprowadziło do zakazania stosowania nadziaków przez cywili.
BUZDYGAN to broń obuchowa, która pochodzi ze Wschodu. Metalowa głowica osadzona była na trzonku o długości około 60 cm. Trzonek był zazwyczaj z drewna, okuty metalem, ale występowały również buzdygany o metalowym trzonku. W Polsce używano tej broni w późnym średniowieczu. Od XVI wieku buzdygany stały się odznakami polskich dowódców.
Walki te trwały mniej więcej do godziny 14. Jak dokładnie wyglądały możecie zobaczyć na zdjęciach w galerii oraz filmie, który jest na końcu tekstu.
Potem nastąpiła kolejna przerwa i znowu publiczność mogła spróbować swoich sił w kilku konkursach. My skorzystaliśmy z okazji i poszliśmy do samochodu na szybki posiłek.
Kiedy byliśmy z powrotem na miejscu, konkursy skończyły się, a organizatorzy przygotowywali miejsce starć na następny etap turnieju. A był nim bohurt, czyli walki bractw rycerskich w systemie pięciu na pięciu. Zmieniliśmy miejsce, usiedliśmy na trawie i czekaliśmy na rozpoczęcie się potyczek.
Walczyli oczywiście ci sami rycerze, którzy brali udział w poprzednich konkurencjach. Między walkami zaprezentowano zbroję rycerską jednego z uczestników. Była to pełna zbroja płytowa. Na uwagę zasługuje fakt, iż jej właściciel wykonał ją sam. Walki były widowiskowe, bowiem żaden z rycerzy nie ustępował, ale jednak trzeba zaznaczyć, że nikt celowo nie chciał zrobić krzywdy przeciwnikowi. Ale już taki jest ten sport (tak sport, są już pierwsze klubu sportowe, których domeną są walki rycerskie).
Po bohurcie przyszedł czas na pokazy rycerzy konnych. Podczas prezentacji miał miejsce pewien incydent. Jeden z jeźdźców spadł z konia, a spłoszone zwierzę biegało dookoła areny. Organizatorzy starali się złapać konia. Zachodziła obawa, że spłoszony koń wpadnie w tłum widzów. Jednak dosyć szybko uporano się z tym problemem. Konia uspokojono, a po chwili brał z powrotem udział w widowisku.
Prowadzący, wymyślił historię o turnieju rycerskim, w którym nagrodą miała być ręka córki kasztelana zamku w Liwie. Rycerze musieli zmierzyć się ze sobą w kilku konkurencjach.
Najpierw musieli trafić kopią w kukłę Saracena. Do punktacji liczył się pełen obrót kukły. Następnie “do Saracena” dołożono konieczność ściągnięcia ze słupka wbitego w ziemię, metalowej obręczy. Zadanie okazało się nie łatwe, bowiem nie zawsze sztuka ta udawała się jeźdźcom.
Po kilku próbach nastąpiła kolejna konkurencja. Tym razem trzeba było ciąć mieczem kapustę podczas jazdy. Po chwili dołożono po drugiej strony konieczność ścięcia jajka i zabranie znanej już z poprzedniej konkurencji metalowej obręczy.
Kulminacyjnym momentem tej części imprezy były walki na kopie. Jeźdźcy walczyli w systemie każdy z każdym. W pewnym momencie jeden z rycerzy zaatakował przez przypadek konia przeciwnika, co go pozbawiło możliwości ubiegania się o końcowy sukces, czyli rękę córki kasztelana zamku. Zdyskwalifikowany rycerz był nie pocieszony, ale zasady są zasadami i musiał przerwać udział w rywalizacji.
Wygrał rycerz imieniem Jaśko. Na tym pokaz konnicy zakończył się.
Byliśmy już trochę zmęczeni i głodni, a nie chcieliśmy (co tu dużo pisać) przepłacać za jedzenie dostępne na miejscu. Postanowiliśmy wracać do domu. Nie potrafiliśmy oprzeć się jednak wacie cukrowej, którą kupiliśmy po wyjściu z terenu imprezy.
Nie czekaliśmy do końca turnieju rycerskiego, ale organizatorzy przygotowali jeszcze między innymi: inscenizację bitwy o zamek w Liwie, z udziałem piechoty, konnicy i artylerii, pokaz chodzenia po rozżarzonych węglach, pokaz fireshow czy na koniec pokaz sztucznych ogni.
Mimo że nie zostaliśmy do końca, to zdecydowanie mogę polecić tą imprezę, jeśli zostanie zorganizowana w przyszłym roku (a myślę, że będzie).
Niżej film-relacja z XIII Turnieju Rycerskiego “O pierścień księżnej Anny”:
Zapraszam również do obejrzenia galerii zdjęć.