Od kilku miesięcy czytam w wolnej chwili bloga Strefa 33. Autor tego internetowego medium udaje się w różne miejsca Polski obserwować i fotografować ptaki. To właśnie stamtąd zaczerpnąłem inspiracje do kolejnej mojej wyprawy. Plan był prosty. Pojechać gdzieś niedaleko i za małe pieniądze. Najlepiej na jeden dzień.
Dlatego postanowiłem wybrać się do Warszawy, aby przejść się prawym brzegiem Wisły. Trasę rozpocząłem od Kładki Żerańskiej, tuż obok elektrociepłowni na Żeraniu, a skończyłem przy moście Gdańskim. Wycieczkę odbyłem w sobotę, 20 sierpnia. Postanowiłem wstać o 3 nad ranem, aby na miejscu być bardzo wcześnie, najchętniej tuż po wschodzie słońca, czyli w okolicach godziny 5:20.
Obudziłem się o godzinie 2:55, przed włączeniem się budzika w telefonie. Postanowiłem poleżeć jeszcze około 10 minut. Niestety to był błąd, co z resztą zawsze się tak kończy u mnie. Usnąłem ponownie i obudziłem się dopiero po piątej rano.
Zerwałem się z łóżka. Szybka poranna toaleta, jeszcze szybsze śniadanie i poranna kawa, wybiegłem z domu na pociąg. Dojechałem do stacji Warszawa Toruńska. Potem autobusem (nie pamiętam już, którą linią dokładnie) dojechałem do przystanku tuż nad pętlą tramwajową na Żeraniu. Krótki spacer do pętli autobusowej i po kilku minutach jechałem linią 211. Wysiadłem na przystanku Konwaliowa. Teraz czekał mnie kilkuminutowy spacer do Kładki Żerańskiej. Po około 10 minutach byłem u celu.
Po drodze, w bardzo niedalekim sąsiedztwie, po lewej ręce minąłem dawny zbiornik, z którego woda służyła do studzenia instalacji w elektrociepłowni. Od kilku lat zbiornik nie jest już wykorzystywany i mocno zarósł. Mniej więcej na środku znajduje się sztuczna wyspa lęgowa, obok której udało się mi zaobserwować 3 czaple siwe i kilka mew w typie srebrzystych. Liczyłem na spotkanie dzików w tym miejscu, bowiem wiem z kilku źródeł, że czasami są one tutaj widywane. Do spotkania nie doszło. Doszedłem do kładki.
Spis treści
Kładka Żerańska
Kładka Żerańska to 300-metrowy most dla pieszych i rowerzystów. Jest ona częścią trasy z Białołęki aż do mostu Łazienkowskiego. Kosztowała ponoć 4 mln złotych i została zaadoptowana ze starego rusztowania rurociągu. Na kładce znajdują się dwie platformy widokowe, z których można obserwować wiślaną panoramę.
Stanąłem centralnie nad Kanałem Żerańskim. Stan wody był bardzo niski i pewnie statki do Serocka nie kursowały, a szkoda, bo od kilku lat mam ochotę wybrać się w rejs i nigdy jeszcze nie udało się mi zrealizować tego postanowienia. Może w przyszłym roku.
Pogoda dopisywała, choć z samego rana, tego bym nie powiedział. Z uwagi na weekend na trasie było sporo biegaczy, rowerzystów, a brzeg co i raz był okupowany przez wędkarzy.
Nieuchwytny brodziec piskliwy i kwokacz
Przy pierwszej możliwej okazji zboczyłem z trasy, nad Wisłę. Dochodząc do wody widziałem startującego do lotu brodźca piskliwego. Potem widziałem go jeszcze kilka razy, ale za każdym razem nie udawało się mi zrobić zdjęcia, bo brodźce były o krok przede mną. Nie zdążyłem podejść do wody, a one już były w locie.
Usiadłem na chwilę na kamieniu, by poobserwować przez lornetkę przeciwległy brzeg. Gdy schowałem ją do torby, spojrzałem w prawą stronę. Na przybrzeżnych kamieniach w porannych promieniach słońca wygrzewała się kaczka krzyżówka. A tuż za nią kwokacz. Byłem niestety daleko od nich, a mój obiektyw 300 mm jest za słaby na takie odległości, tak więc mam tylko jedno zdjęcie kwokacza, które jest z typu dokumentalnych, nienadających się zarazem do publikacji.
Z jednej strony jestem zadowolony, bo przez krótki okres czasu udało się mi zaobserwować dwa gatunki ptaków, których dotąd moje oczy nie widziały. Z drugiej zaś, jestem niepocieszony, bo albo nie mam zdjęcia, albo nie nadaje się ono do publikacji.
W drodze do raju
Wróciłem do drogi dla pieszych i rowerzystów. Doszedłem do mostu Grota, przeszedłem pod nim i po około 200 metrach znowu zboczyłem nad wodę. Tutaj posiedziałem sobie dłużej niż poprzednio. Zjadłem kanapkę, odpocząłem obserwując zarazem teren wokół mnie. Po mojej lewej stronie, przy brzegu, pływała sobie rodzina kaczek krzyżówek. Nastał czas, że trudno jest odróżnić samca od samicy. Co i raz, nad środkowym nurtem rzeki przefrunęła mewa, raz śmieszka, innym razem w typie srebrzystej. Gdy zbierałem się do dalszej wędrówki, nad Wisłą przeleciał kormoran. Poszedłem dalej, ale po kilku minutach znowu byłem nad Wisłą.
W raju
To, co zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Dla mnie, początkującego amatora ornitologicznego, to było coś pięknego. Ale po kolei. Zboczyłem z trasy, przeszedłem przez szeroki na kilkanaście metrów pas wysokiej trawy, pokrzyw i innej roślinności, aż doszedłem do wysokiego na około metr, może półtora brzegu. Zszedłem do linii wody, spojrzałem najpierw w lewo, potem w prawo i oniemiałem.
Nie widziałem jeszcze tylu gatunków ptaków, w takiej liczbie, w jednym miejscu. Kormorany przynajmniej kilkanaście sztuk, po kilkadziesiąt sztuk kaczek krzyżówek, mew śmieszek już w szacie spoczynkowej, mew srebrzystych i co najmniej sześć osobników czapli siwej. Dla bardziej doświadczonych amatorów podglądania ptaków, widok ten pewnie nie zrobiłby wrażenia, ale nie na mnie.
Próbowałem niepostrzeżenie, bardzo powoli i ostrożnie zbliżyć się do ptaków, aby zrobić jak najlepsze zdjęcia. Grunt był bardzo grząski, co było kolejnym utrudnieniem w zajmowaniu jak najlepszego miejsca do obserwacji “ptasiego zgromadzenia”. Doszedłem do sporego głazu, usiadłem na nim i zacząłem sesję zdjęciową. Kaczki, oba gatunki mew oraz dwa kormorany praktycznie nie ruszały się ze swoich miejscówek. Za to czaple i pozostałem kormorany, co chwilę zmieniały miejsce, siejąc czasami popłoch w szeregach mew.
W pewnym momencie, od strony mostu Grota-Roweckiego nadleciało stado, złożone z około 20 kormoranów. Kiedyś widziałem takie przedstawienie na jednym z polskich filmów dokumentalnych o walorach przyrodniczych Wisły w Warszawie i od tamtej pory chciałem zobaczyć takie “coś” na żywo, na własne oczy. Kolejne marzenie spełnione. Ptaki wylądowały obok swoich pobratymców. Cześć pływała wokół mew, które z kolei zaczęły robić się niespokojne. Pozostałe kormorany wydostały się na małą łachę i rozłożyły skrzydła, aby wyschły w promieniach słońca.
Siedziałem w tamtym miejscu już dłuższą chwilę. W końcu postanowiłem wycofać się z miejsca obserwacji i iść dalej. Starałem się zrobić to tak,jak poprzednio. Czyli powoli i bardzo ostrożnie, aby nie spłoszyć ptaków. Co udało się mi, nie udało się wędkarzowi, z przeciwległego brzegu. Zarzucając wędkę, poderwał do lotu dziesiątki sztuk “dzikiego drobiu”. Ptaki zaczęły uciekać na wszystkie kierunki. Złapałem za aparat i próbowałem ten exodus uwiecznić na karcie SD.
Prawie jak górski potok
Po chwili znowu byłem na ścieżce i zmierzałem w kierunku mostu Gdańskiego.
Po kilku minutach doszedłem do miejsca, w którym Wisła mocno przyspiesza. Woda się pieni, a amatorzy połowu ryb metodą “na muche”, mają namiastkę górskiego potoku w centrum stolicy. Na wyspach, które się tutaj utworzyły, stało kilka wędkarzy. Kolejny, w woderach, w wodzie po pas albo jeszcze wyżej. Zastanawiałem się co by było, gdyby stracił równowagę i został porwany przez prąd. Zostawiłem “moczykijów” i zacząłem lustrować teren wokół mnie. Naliczyłem kilka sztuk kaczek krzyżówek i mew, czyli nic nowego. Usiadłem na betonie i zająłem się kanapką. Po chwili na wysepce przede mną usiadła pliszka siwa, a wrony siwe walczyły o coś ze srokami za moimi plecami.
Most Gdański
Po posiłku i krótkim odpoczynku, zebrałem się do dalszej drogi, a mój cel był już prawie na wyciągnięcie ręki. Będąc prawie przy moście, po raz ostatni zboczyłem nad wodę. W tym miejscu moje obserwacje były mizerne, raptem trzy kaczki krzyżówki i jeden przedstawiciel gatunku tracza nurogęsi. Trochę dalej na drzewie pełzacz leśny, bądź ogrodowy (za krótko go widziałem, żeby to stwierdzić na 100%) i dwie sikory modraszki. Wspomniane ptaki, przepłoszył mi jakiś biegacz i nawet nie zdążyłem zrobić jednego zdjęcia.
Poszedłem więc dalej, a po chwili byłem już pod mostem. Tutaj znajdowała się meta mojej ornitologicznej wyprawy. Następnym razem przejdę odcinek od mostu Gdańskiego do mostu Łazienkowskiego. Jeśli nie uda się mi tego zrobić w tym roku, to przyszłej wiosny na pewno.
Podsumowanie obserwacji (lista gatunków)
- pełzacz leśny / ogrodowy – 1 szt.
- sikora modraszka – 2 szt.
- brodziec piskliwy – 4 szt.
- kwokacz – 1 szt.
- kaczka krzyżówka – >60 szt.
- mewa śmieszka – >20 szt.
- mewa srebrzysta / w typie srebrzystej – >30 szt.
- kormoran czarny – >30 szt.
- czapla siwa – 10 szt.
- wrona siwa – 20 szt.
- pliszka siwa – 1 szt.
- sroka – 7 szt.
- kawka – 5 szt.
- wróbel – 3 szt.
Łącznie udało się mi zaobserwować ok. 194 sztuki przedstawicieli 14 gatunków ptaków. Jak dla mnie bombowy wynik.