Zawsze musi być ten pierwszy raz. Od wielu lat chciałem odwiedzić rozlewiska Biebrzy, zafascynowany zdjęciami wielu gatunków ptaków, które wybierają ten rejon na odpoczynek w podróży lub na lęgi. Niestety nie było mi po drodze, aż do tego roku.
Biebrzański Park Narodowy przywitał mnie deszczem i niską temperaturą powietrza jak na przełom kwietnia i maja. Od dwóch tygodni przed wyjazdem sprawdzałem prognozę pogody, która raz była optymistyczna, by potem wprawić mnie w przygnębienie.
Biebrza bywa oblegana przez profesjonalnych i amatorskich ornitologów w okresie od lutego do maja. Tokujące ptaki liczone w tysiącach przyciągają rzesze miłośników przyrody. O mały włos, a bym i w tym roku tam nie pojechał, bo nie miałbym gdzie przenocować.
Bardzo chciałem zobaczyć z bliska wodniczkę oraz bataliony. Pierwszego ptaka nie udało się mi spotkać, choć Biebrza, to teren, gdzie gnieździ się największa na świecie populacja tego gatunku. Bataliony widziałem, ale z daleka.
Spis treści
Biebrza – dzień pierwszy, piątek
Na terenie Doliny Biebrzy spędziłem niecałe trzy dni. Przyjechałem w piątek, w okolicach południa. Po rozpakowaniu się ruszyłem do Osowca, aby kupić wejściówkę na teren Parku. Wybrałem opcję weekendową, bowiem jest najbardziej opłacalna. Bilet jednodniowy kosztuje 6 zł. Weekendowy zaś 12 zł, ważny jest 3 dni (od piątku do niedzieli), więc jeden dzień mamy tak jakby gratis.
W siedzibie Biebrzańskiego Parku Narodowego kupiłem również Znaczek Turystyczny. Jakiś czas temu zacząłem je zbierać i to one właśnie stanowią moje pamiątki z podróży (oprócz zdjęć oczywiście), o ile są dostępne w danym miejscu. Planuję napisać odrębny post na ich temat, bo moim zdaniem to niedroga i świetna alternatywa dla wszelakich kubków, termometrów czy magnesów na lodówkę, których z resztą nie cierpię.
Po wyjściu z siedziby Parku, zapakowałem się do samochodu i ruszyłem ku Carskiej Drodze, która nazywana jest także “Łosiostradą” z uwagi na fakt, iż łosie bardzo często przecinają tę drogę. Niestety łosia nie widziałem, może z powodu deszczu. Wracając udało mi się zaobserwować żurawia spacerującego wśród “morza” brzóz. Tak słowo “morze” to dobre słowo. W tamtym miejscu jest naprawdę dużo brzóz.
Następnie pojechałem na kładkę obok drogi nr 65, która łączy Ełk z Białymstokiem. Kładka ma długość ok. 1 km. Znajduje się na ścieżce edukacyjnej o nazwie… “Kładka”. Było zimno, cały czas padał deszcz. Na spacer po kładce wybrałem się bez aparatu, który postanowiłem zostawić w samochodzie. Z ptaków udało się mi zaobserwować jedynie kilka sztuk łysek oraz łabędzia (gatunek nie odróżnienia, z powodu odległości i kiepskiej lornetki) z wieży widokowej, która znajduje się na końcu kładki. Drugą wieże widokową, która znajduje się po drugiej strony drogi odpuściłem sobie, bowiem deszcz przybierał na sile, a ja i tak byłem już wystarczająco mokry. Wróciłem na kwaterę.
Biebrza – dzień drugi, sobota
W sobotę pogoda była w kratkę i to dosłownie. Wstałem koło siódmej. Przed poranną toaletą wyjrzałem przez okno, świeciło słońce. Gdy zszedłem na śniadanie padał deszcz. Między jedną a drugą czynnością było może z 15 minut odstępu. Ogólnie cały dzień taki był. Trochę słońca, sporo chmur i trochę deszczu.
Wybrałem się do Grzęd, gdzie znajdują się między innymi Ośrodek Rehabilitacji Zwierząt oraz Ośrodek Hodowli Zachowawczej Konika Polskiego. Moim celem była ścieżka “Czerwone Bagno” oraz wieża widokowa na Wilczej Górze.
Jadąc na miejsce, co chwilę mijałem bociany, których populacja na tym terenie jest najliczniejsza w naszym kraju. Tuż przy mostku na rzece Biebrza, udało się mi zaobserwować dubelta (ale mogę się mylić w rozpoznaniu gatunku, bowiem ptak mignął mi tylko przed oczami, kiedy stałem na mostku).
Gdzieś w oddali, na łące, polowała czapla siwa, a łabędzie miały chyba umówione jakieś spotkanie, bo co chwila liczba osobników powiększała się. Wróciłem do samochodu i do leśniczówki Grzędy już nigdzie się nie zatrzymywałem. Zostawiłem auto na parkingu, po czym poszedłem opłacić postój. Parkowanie samochodu osobowego kosztuje 10 zł na cały dzień. Dla tych, którzy parkują i próbują nie płacić, opłata wynosi 20 zł :). Opłatę uiszcza się w leśniczówce.
Pogoda nie zachęcała zbytnio do spacerów, więc i ludzi na szlaku nie było dużo. Od leśniczówki prowadzi szlak czerwony, potem przy Ośrodku Rehabilitacji Zwierząt można wejść na szlak niebieski i nim dojść do ścieżki “Czerwone Bagno” lub pozostać na czerwonym szlaku i dotrzeć do niej od drugiej strony. Wybrałem szlak niebieski, który prowadzi skrajem “Czerwonego Bagna”. Po przejściu około 4 km dotarłem do ścieżki edukacyjnej. Postałem chwilę na platformie widokowej chcąc zapolować na ptaki, ale te ćwierkały ukryte w zaroślach. Wracając z platformy nad głową przeleciała mi rokitniczka, a chwilę dalej sikora bogatka. Ptaki nie byłe skore do pozowania, więc musiałem zadowolić się kaczeńcami, które kwitły licznie w okresie mojego pobytu w Dolinie Biebrzy.
Kładką (miejscami bardzo ślizgą z powodów opadów deszczu) doszedłem do szlaku czerwonego. Pozostałem na tym szlaku. Miałem zamiar przejść cały czerwony szlak, ale jak się później miało okazać nie było to możliwe. Następnym moim celem była wieża widokowa na Wilczej Górze.
Idąc leśną drogą cały czas rozglądałem się na boki, mając nadzieję na spotkanie z łosiem. Moje nadzieje dodatkowo rozpalił fakt, iż na ścieżce znajdowały się tropy łosia. Łoś nie chciał się jednak pokazać. Pokazała się za to sikora czubatka, którą spotkałem po raz pierwszy w życiu. Chwilę potem, leśną drogę przeciął lis.
Po przejściu około ośmiu kilometrów, dotarłem do kolejnej ścieżki edukacyjnej – “Wydmy” (wcześniej mijałem inne ścieżki edukacyjne, które jednak nie interesowały mnie). Skręciłem na ścieżkę, która ma długość 2,4 km. Z początku prowadzi drewnianą kładkę przez ols, potem oznakowaną ścieżką przechodzi przez wydmę “Nowy Świat”. Przechodząc przez wydmę nad głową latał potrzos, który za nic nie chciał dać się sfotografować. Podążając szlakiem ścieżki edukacyjnej, co chwilę mijałem tropy dzikich zwierząt (łosia, wilka oraz dzika).
Doszedłem do platformy widokowej zlokalizowanej między wydmą Nowy Świat a wydmą Wilcza Góra. Postanowiłem usiąść i odpocząć parę minut. Popijając herbatę z termonu, próbowałem wypatrzeć na horyzoncie łosia. Łosia nie było, były za to jemiołuszki, które bardzo licznie siadały na drzewach wokół mnie.
Ruszyłem dalej. Po kilku minutach doszedłem do wieży widokowej. Po drodze zrozumiałem dlaczego wydma nazywa się tak, a nie inaczej. Po drodze widziałem wiele tropów wilków odciśniętych w podłożu. Będąc na wieży widokowej, udało mi się w końcu wypatrzeć łosia, który niestety był na tyle daleko, że ledwo widać go na zdjęciu.
Tak jak wspominałem wyżej, chciałem przejść cały czerwony szlak, tak, aby dojść do zagrody z konikami polskimi. Niestety, w odległości około 3 kilometrów od wieży widokowej, okazało się, że szlak jest zalany i nie da się go przejść bez woderów. Musiałem zawrócić. Z resztą nie tylko ja, widziałem kilka innych osób, które miały podobne plany co ja i musiały je zweryfikować.
Wracałem do samochodu czerwonym szlakiem. Nigdzie już nie skręcałem. Kilkakrotnie podczas powrotu towarzyszyły mi sarny, które bacznie obserwowały mnie wśród drzew. Doszedłem do Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt, gdzie za ogrodzeniem leżała klępa łosia, przeżuwając trawę. Z tego miejsca mogłem jeszcze zawrócić i udać się do zagrody z konikami polskimi inną drogą, ale zrobiło się późno i postanowiłem, że odwiedzę to miejsce następnym razem.
Wróciłem do samochodu. Wyjeżdżając z parkingu zauważyłem małą chmarę jeleni, niestety nie miałem czasu na chwycenie aparatu i zrobienie zdjęcia. Po pierwsze dlatego, że było ciemno, a jelenie były trochę daleko ode mnie, po drugie dlatego, że zwierzęta bardzo szybko uciekły do lasu.
Wróciłem do mojej kwatery. Padłem na łóżko zmęczony, ale zadowolony, choć nie wszystko dzisiaj poszło po mojej myśli.
Biebrza – dzień trzeci, niedziela
Nadeszła niedziela. Jakże inna pogodowo od dwóch poprzednich. Zrobiło się naprawdę ciepło, słońce przymnie mnie grzało, kiedy siedziałem sobie na balkonie popijając poranną kawę. Po śniadaniu postanowiłem przejść się po najbliższej okolicy. Idąc wzdłuż lasu, w pewnym momencie nad głową przeleciał mi dzięcioł czarny. Usiadł na chwilę na młodym drzewie i po chwili poleciał dalej.
Na pobliskim polu, sądząc po odgłosach, w trakcie śniadania była żurawia para. Wracając do pokoju, miałem nadzieję spotkać dudka, który podobno jest tutaj często widywany, ale nie miałem tyle szczęścia i ptaka nie spotkałem, ba nawet go nie słyszałem w pobliżu.
Zabrałem się za pakowanie, bowiem nadszedł czas na zwolnienie pokoju. Zaniosłem swoje bagaże do samochodu, podziękowałem gospodarzom za gościnę i udałem się na obserwację ptaków na rozlewiskach Biebrzy.
Samochód zaparkowałem na poboczu drogi prowadzącej z Wólki Piasecznej do Goniądza. Nieopodal od miejsca postoju znajduje się wieża obserwacyjna, która była dzisiejszym moim celem.
Idąc poboczem drogi, zaobserwowałem takie ptaki jak: czaple siwe i białe, bociany białe, czajkę, trznadla, ziębę, pliszkę siwą oraz rokitniczkę. Niestety nie wszystkim tym ptakom udało się mi zrobić dobre zdjęcie. Niektóre z nich nie chciały współpracować, a inne były zbyt daleko.
Doszedłem do wieży obserwacyjnej, z której przez lornetkę podziwiałem łabędzie nieme i krzykliwe, bataliony, rycyki i dubelty. Spędziłem dobrą godzinę na obserwacji ptaków. Żałowałem tylko, że mój sprzęt foto nie pozwalał na robienie zdjęć z tak dużej odległości.
Wszedłem z wieży i wracałem do samochodu. Po drodze co chwila zatrzymywałem się i obserwowałem ptaki. Chyba następnym razem skuszę się na spływ kajakowy, może to mi pozwoli być bliżej ptaków oraz dostarczyć sobie i Wam dobrych zdjęć.
Była to moja pierwsza wizyta nad Biebrzą. Na pewno nie ostatnia. Bowiem Biebrza to raj dla obserwatorów oraz fotografów przyrody, a bardzo lubię obserwować przyrodę i robić zdjęcia, a to miejsce jest do tego idealne. Jeśli byliście nad Biebrzą to zachęcam do podzielenia się swoimi wrażeniami w komentarzu pod spodem.