Jak już wiecie z poprzedniego wpisu z serii Spotkania ze zwierzętami, mam coś w stylu obsesji na punkcie obserwacji i fotografowania dzikich zwierząt. Jeden spacer do lasu w tegoroczne, styczniowe popołudnie sprawił, że “choroba” wróciła i to ze zdwojoną siłą.
Wybrałem się do lasu w zasadzie tylko po to, aby zrobić kilka zdjęć ośnieżonych drzew i wrzucić je potem na Instagram. Świeciło słońce, mróz zbytnio nie dawał się we znaki, więc były to idealne warunki na popołudniowy spacer. Chciałem choć na chwilę oderwać się od pracy.
Minąłem cementownię i skręciłem w las. Szedłem powoli, rozglądając się na boki. Miałem nadzieję, że przy okazji uda mi się zaobserwować jakąś sikorkę czy innego przedstawiciela skrzydlatego bractwa. Jakieś sto, może dwieście metrów przede mną coś mignęło przez leśną ścieżkę. W pierwszej chwili pomyślałem, że to może jakiś bezpański pies, bo przecież nie odszedłem zbyt daleko od zabudowań. Po chwili sytuacja powtórzyła się. Tym razem patrzyłem już na wprost w to miejsce. To nie był żaden pies, to były sarny.
Wtedy moja “choroba” wróciła. Zacząłem robić zdjęcia, bo aparat miałem w dłoniach od momentu wejścia do lasu. Nic jednak z nich nie wyszło.
Metryczka
- Gromada: ssaki
- Rząd: parzystokopytne
- Rodzina: jeleniowate
- Rodzaj: sarna
- Gatunek: sarna europejska
- Długość ciała: 95-140 cm
- Masa ciała: 15-35 kg
- Długość życia: 5-12 lat
- Występowanie: w Polsce pospolita, najliczniej występuje w zachodniej części kraju
- Samica: koza
- Samiec: kozioł
Po pierwsze dlatego, że byłem zbyt zaaferowany całą tą sytuacją, po drugie zaś, miałem wtedy lustrzankę z obiektywem kitowym (18-55 mm), a odległość między nami była znaczna. Próbowałem po malutku, zbliżyć się do zwięrzecia, ale to nic nie dało. W końcu sarna, wolnym krokiem, zniknęła między drzewami.
Zacząłem iść w kierunku miejsca, w którym stała i weszła między drzewa. Schowałem się nawet za jedno, po drugiej stronie ścieżki i kilka minut poczekałem, a nóż może będzie wracać. Nic z tych rzeczy. Postanowiłem wracać do domu, bowiem dzień chylił się ku końcowi.
Na następną okazję spotkania się z sarną, musiałem poczekać do weekendu. Zbyt dużo miałem pracy, a i pogoda uległa pogorszeniu.
W końcu nadeszła sobota. Koło południa spakowałem lustrzankę i superzoomowca (do lustrzanki, dysponuję póki co wspomnianym wyżej obiektywem) i ruszyłem w stronę lasu. Doszedłem wtedy do przejazdu kolejowego, bowiem u mnie tory przecinają las na dwie części. Niestety nie dane mi było spotkać, tego dnia, sarny w tym miejscu. Musiałem zadowolić się zdjęciami krajobrazowymi lub macro.
Wracając do domu, postanowiłem przejść się jeszcze do rezerwatu leśnego, jednego z kilku w Nadleśnictwie Mińsk. Nie robiłem sobie jednak zbytnio nadziei.
Idąc lasem, drogę przecięły mi trzy sarny. Wypadły z jednej gęstwiny krzaków, by zaraz zniknąć w drugiej. Szedłem dalej. Ścieżka skręcała akurat tak, że spotkane sarny (o ile zatrzymały się gdzieś niedaleko) powinienem mieć po prawej ręce. Szedłem, a raczej brnąłem przez śnieg. Ścieżka w tym miejscu, sądząc po stanie wydeptania śniegu, była mało uczęszczana, więc moje szanse na spotkania ze zwierzętami wzrastały, choćby tylko czysto matematycznie.
Doszedłem do skrzyżowania leśnych ścieżek. Już miałem iść dalej przed siebie, kiedy jakiś wewnętrzny głos kazał mi przekręcić głowę w prawą stronę. Na lekkim wzniesieniu stały dwie sarny i skubały gałązkę sosny, która pod naporem śniegu, oderwała się od drzewa. Chwyciłem za aparat i zacząłem robić zdjęcia. Wstępnie wydawały mi się super, ale później, przeglądając je na komputerze, stwierdziłem, że są delikatnie mówiąc “ciut” nie ostre, a szum na nich taki, że szkoda gadać. Taki jest mój superzoomowiec, w słabym świetle kiepsko sobie radzi ze zdjęciami na maksymalnym zoomie optycznym. Z resztą oceńcie zdjęcie sami, które jakiś czas temu opublikowałem na Instagramie (choć lepiej te szumy widać na powyższym zdjęciu głównym).
Post udostępniony przez PrzemekZwiedza (@przemekzwiedza) 12 Lut, 2017 o 2:40 PST
Kiedy opuściłem aparat sprzed oczu, zobaczyłem, że sarny zniknęły. Nawet nie wiem, w którym momencie. W reszcie mogłem zaliczyć ten spacer do udanych. Na lepsze, technicznie, zdjęcia jeszcze przyjdzie pora. Po tym spotkaniu moja “choroba” przybrała na sile i ciągle o sobie przypomina.
Jak pisałem na Instagramie, było to moje pierwsze spotkanie z sarnami w tym roku (tego epizodu sprzed kilku dni nie liczę), jednak nie ostatnie. Nazbierało się materiału na kilka kolejnych części.
Następny wpis z serii Spotkania ze zwierzętami już nie długo. Póki co zapraszam do dzielenia się w komentarzach swoimi spotkaniami z sarnami. Na Facebooku, możecie podzielić się swoimi zdjęciami, w komentarzach pod linkiem do tego wpisu.